sobota, 29 listopada 2014

Jedna twarz, jeden dzień, trzy testy


Witajcie kochani!
Nadeszła sobota. Pierwsza z niewielu tych, gdzie nie mam zbyt wiele do zrobienia. 
Jedyne obligatoryjne wyjście to, to na pocztę - odebrać moje Batiste'y :)

W tak sprzyjających warunkach postanowiłam przetestować 3 rzeczy:

- Antybakteryjny Krem BB z Under20 (kolor 01 - cena 8,99 zł,  Rossmann)
- Różowy cień do powiek Revlon ( z serii Shadowlinks - cena ok. 14 zł, Rossmann)
- Paleta cieni Urban Decay Naked 3 ( cena 199zł, Sephora)

Od razu chcę zaznaczyć, że ocena kremu BB może się zmienić z bardzo prostej przyczyny. Przed jego aplikacją odruchowo nałożyłam swój La Roche Possay Effeclar Duo [+]  jest szansa, że to mogło nieco zmienić właściwości kremu. Dlatego opowiadam tylko o dniu dzisiejszym.

Makijaż zaczęłam wykonywać po godzinie 11.00 
Krem BB bardzo ładnie się rozprowadził - wyrównał koloryt skóry i zakrył co nie co (choć będąc kremem nie wymagam od niego aż tyle).
Następnie nałożyłam bazę pod cienie I Love Stage z Essence pędzelkiem z włosia syntetycznego (można to zrobić aplikatorkiem, który jest w buteleczce, jednak pędzelkiem było mi o wiele wygodniej) 
Następnie na całą ruchomą część powieki nałożyłam różowy cień z Revlonu, w załamaniu powieki kolor Limit a kącik zewnętrzny zwieńczyłam niewielką ilością cienia Darkside ( oba pochodzą z palety Naked 3)
Zaznaczyłam oko linerem z L'Oreal [Blackbuster Superliner] a rzęsy zaakcentowałam Mascarą Sublime de Chanel [10 Deep Black].
Na policzki zaaplikowałam róż z Eveline [ Satin Blush w kolorze 02 Desert Rose], usta to MAC Mineralize Rich w kolorze Ladies Who Lunch.

Tak, tak niezła mieszanina, od drogerii po nieco wyższe półki. Ale nie zawsze to co drogie jest najlepsze ;-)
 

oko godzina 14.
 
Oko po godzinie 17.00
 




Pierwsze zdjęcie twarzy i oczu pochodzą z godziny 14. Czyli po 3h noszenia kremu BB i cieni. W tamtej chwili jedyne co zauważyłam to, szybką ucieczkę Revlonu z mojej powieki + self note:  pora wymienić liner Blackbuster ma to do siebie, że gdy się "starzeje" szybko się ewakuuje z oka za to jego resztki wściekle trudno się zmywa. 

Krem BB wygląda jeszcze okej. Ładne delikatne wykończenie - ale za chwilę zacznie się siedzenie w domu , bardzo blisko kaloryfera i generalne kontakty twarzy z poduszkami , rękami i innymi.


Godzina 17 - mam ochotę zmyć makijaż, a przynajmniej jego resztki.
Krem BB - może jest na twarzy ale świecę się jak psu nos [ między brwiami, broda i policzki] . Wyglądam jakby mi ktoś na nią olej wylał (być może z pudrem będzie działał lepiej)

Twarz godzina 14.

Revlon- prehistoria- odłożył się w załamaniu powieki mimo wcześniej zaaplikowanej bazy, zabrał ze sobą liner tworząc efekt zmęczonego oka.

Twarz po godzinie 17.00
Naked 3 - mogę powiedzieć, że ze wszystkiego co tu się zadziało, Naked poradził sobie najlepiej. Kolory pozostały tam gdzie je zostawiłam ( ewentualną zmianę intensywności w pełni świadomie zwalam na moje przykładanie głowy do poduszki gdy oglądałam Simpsonów). Przy zastosowaniu moich kosmetyków codziennego użytku, z Nakedem może być już tylko lepiej.
 
Dochodzę do wniosku, że przy następnej okazji spróbuje nałożyć krem BB w dwóch kombinacjach
- bez la roche'a z pudrem
- bez la roche'a bez pudru.

Gdyby jednak nie zmienił swoich właściwości, nadal jest świetnym rozwiązaniem na dni gdy nie masz czasu na pełny makijaż a musisz wysokczyć z domu - zakupy, rodzice wpadają na kawę. Krem ma w składzie algi, kwas hialuronowy i filtr uv - więc jeśli się nie sprawdzi jako lekki substytut makijażu, po prostu postosuję go jako krem przeciwtrądzikowy :)
 
A może wy przestowałyście, któryś z opisanych kosmetyków na sobie? Może na którąś z was np. krem BB działa rewelacyjnie? Dajcie mi znać w sekcji z komentarzami.
 
Do następnego postu!
Love,
Martyna
 

wtorek, 25 listopada 2014

Coś starego, coś nowego - Tangle Teezer Reaktywacja


            Pewnie każda z was słyszała o fenomenie Tangle Teezera, często zastanawiając się czy szczotka ta jest faktycznie taka fantastyczna, czy może to tylko kwestia dobrego PRu i rozesłania kilku egzemplarzy znanym, bardziej dochodowym bloggerkom. 
    
 Jak widać w poście z wakacji 2013 roku, ja swój Tangle Teezer zakupiłam za pieniądze z własnej kieszeni, więc nie trzeba się martwić o to, że moja ocena jest w jakiś sposób zmanipulowana. 


     Po roku intensywnego użytkowania- w domu, podróży, przy wielu zabiegach i generalnych zmianach mojego "włosia", nie trudno dostrzec, że szczotkę tą zużyłam do cna ! :) Ma już powyginane ząbki, ciągle wygląda jakby była brudna (choć starałam się ją wyczyścić przed zrobieniem zdjęcia) no i troszkę się odbarwiła (to pewnie wina tego, że rozczesywałam nią włosy kiedy nakładałam rozjaśniacz jakiś czas temu)
    
      Mogę podać wam tylko moją ocenę, zaznaczając, że każda z nas ma inny typ włosa i każda inaczej na tę szczotkę zareaguję. Dla mnie szczotka ta jest odkryciem! Moje włosy z natury są bardzo porowate i przez wiele, wiele lat walczyłam ze szczotkami. Te z naturalnego włosia strasznie elektryzowały mi włosy, te z zapałkami rwały i szarpały końcówki. A zwykły grzebień? Zaplątywał się gdzieś w połowie długości moich włosów, innym razem kończyłam z wielkim kołtunem na końcówkach i jedyną radą było zrobienie małego *chlast*, aby tylko wyplątać grzebień i pozbyć się małego dreada.
     Tangle Teezer świetnie sobie radzi z rozczesaniem moich niesfornych kosmyków, dodatkowo domyka łuski moich włosów, przez co te zyskały piękny błysk. Nie ma puszenia się i nie ma efektu smutnych, przylizanych włosów. Czego mogę chcieć od szczotki więcej?

     Tu pojawią się głosy- ale cena. Co z nią?
Bądźmy ze sobą szczere- skoro potrafimy wydać pieniądze na lakiery do paznokci, fluidy i perfumy (których używamy tak do 6 miesięcy) i płacimy za nie od 10 do 200 zł (jeśli chodzi o perfumy to można wydać więcej ale zróbmy taki umowny próg), to czemu mamy nie wydać na szczotkę 35 zł jeśli jest dobra? W moim przypadku szczotka wytrzymała rok z haczykiem czyli jej użytkowanie kosztowałoby mnie niecałe 3 zł miesięcznie, to nie dużo gdy spojrzy się w ten sposób, prawda?

     Dziś zauważyłam TT w Douglasie. Moja mama, która ma podobny typ włosów chciała bym kupiła jej tę szczotkę gdy na nią natrafię- pomyślałam, że mojej bidulce przyda się już emerytura (taka w kosmetyczce, jednak w zimie trzeba przeczesać te "czapkowe" włosy) więc skończyłam z dwiema w koszyku :). Oto różnice jakie zauważyłam:
Fioletowy - zużyty TT, 9 Funtów w Boots kupiony latem 2013 i Czarny - 39 zł 90 gr z Douglas'a 


Obie szczotki to te klasyczne Tangle Teezery (istnieją jeszcze wersje kompaktowe i nowsza salon elite + model który jest nieco inaczej wykonany, ale o tym możecie poszperać w sieci, gdyż nie miałam okazji jej pomacać ;p)


* Stara fioletowa szczotka jest większa od jej młodszej czarnej siostry. 
* Zauważyłam również, że "fale" składające się na rękojeść szczotki są łagodniejsze niż te w fioletowej szczotce. 
* Dodatkowo wydaje mi się, że dzięki zmianie kształtu uchwytu, powstało nieco więcej powierzchni czeszącej. Wizualnie i trzymając szczotki w ręce - wersja młodsza, wydaje mi się jeszcze wygodniejsza i przyjemniejsza w użyciu. 
     Niebawem spytam o opinię moją mamę, która ma o wiele dłuższe włosy . Ciekawe czy i ona podzieli moją sympatię do tej szczotki :) 
A tak różnią się ząbki , ojej! :)


P.S Postaram się dodać zdjęcia włosów mamy przed i po rozczesaniu jakoś w grudniu, jak tylko ją odwiedzę ;-)

Trzymajcie się ciepło :*
M.

czwartek, 20 listopada 2014

Kiss Your Skin Goodnight

     Piękny makijaż - to cel większości kobiet. Dobrym makijażem można nadać sobie zupełnie nowy wygląd i zakryć wszelkie defekty cery. A czy zdawałyście sobie sprawę, że nową twarz możecie uzyskać dzięki dobrej, zdrowej rutynie?

     Mowa tu o cowieczornej czynności jaką jest demakijaż i pielęgnacja twarzy. Dla wielu z nas jest to zło konieczne. Często kończy się na szybkim zmyciem resztek makijażu, byle nie było widać fluidu, i byle nie zostawić śladów na poduszkach. Skąd to znam?... Sama byłam ofiarą "niechcemisięmizmu" - oczy zmywane tak, że resztki tuszu i linera zostawały jako smutny cień pod moimi powiekami. Bo przecież rano domyję, rano nałożę nowy make-up i nie będzie śladu, że z własnej woli zafundowałam sobie gigantyczne wory!

     Nagle moja skóra zaczęła do mnie krzyczeć: powiększone pory, papierowa, smutna cera, przesuszona mimo skóry trądzikowej. Wyłapałam ten alarm. Mam nadzieję, że w porę. Nie blogowałam, nie spałam po nocach, próbowałam wielu rzeczy i zalazłam swój wieczorny rytuał. Nie kosztuje on milionów i może przy lepszych kosmetykach moja skóra byłaby mi jeszcze bardziej wdzięczna. Ale na dzień dzisiejszy, po kilkunastu tygodniach właśnie tej rutyny - moja skóra się regeneruje. Pory zniknęły (pozostały tylko blizny po trądziku), a skóra wygląda na tyle dobrze, że nie muszę robić makijażu, by bez wstydu wyskoczyć do sklepu po mleko :)
Pełen zestaw do wieczornej pielęgnacji, zdaje się że jest tego dużo.
W praktyce to kilka szybkich i całkiem przyjemnych kroków :)


1. Oczyszczanie
     Do tego kroku używam dwóch moich ulubieńców i dwa produkty, które testuje.
Na początku zmywam resztki makijażu płynem micelarnym z Biodermy dla cery trądzikowej (biednego studenta nie było stać na dużą wersję, mała za 14 zł 90 gr jest bardzo wydajna) 
Następnie zmywam wszystko co mam na twarzy pianką z Pharmaceris (nie pamiętam ceny ale będzie gdzieś w starszych postach).
Ok nasza skóra jest już czysta, na bank nie ma na niej zabrudzeń z całego dnia, ani resztek makijażu :)
Teraz stosuje peeling z Synergen (w fazie testów, chwilowo nie uczula, ale nie chwalmy dnia przed zachodem). Peelingu nie wykonuję codziennie. Mimo, że nasz naskórek złuszcza się ciągle- wole dać skórze 2-3 dni na regenerację.
Uwaga! Po wszystkich zabiegach związanych z wodą- twarz osuszam papierowym ręcznikiem. W ten sposób nie przenoszę na swoją skórę bakterii (nawet wyprany w 90 stopniach ręcznik zawsze jakiegoś ufoludka w sobie przechowa po dniu wiszenia na wieszaczku :] ), dodatkowo ręczniki papierowe mają łagodniejszą od bawełny strukturę. Peeling wystarczająco poszurał moją twarz, za ręcznik podziękuję.
Finalny etap to tonizowanie. Nie posiadam obecnie stricte toniku, gdyż odkładam na pełen wymiar toniku z Clinique. Chwilowo zadowalam się chusteczkami oczyszczającymi z Synergen (są w formie płatków kosmetycznych nasączone płynem antybakteryjnym, który całkiem nieźle daje sobie radę ze zmywaniem makijażu. Na nocowanie u znajomych na pewno sprawdzi się jako zamiennik pianek itp. ). Chusteczkom daję "okejkę" w ogóle nie podrażniły mojej skóry, czego się obawiałam gdyż ostatnio sporo kosmetyków lubi płatać mi figle.
Note: Oba produkty Synergen nie przekroczyły w swojej cenie 10 zł :) 

2. Nawilżanie/ Pielęgnacja
     Ten krok jest zdecydowanie szybszy, acz przez wiele kobietek pomijany (tak właśnie daję policzek mnie z przeszłości). Do nawilżenia powiek używam kremu Rival de Loop Hydro ( 6 zł Rossmann). To jeden z moich pierwszych kremów pod oczy, chciałam zobaczyć czy takie specyfiki sprawdzają się do moich oczu, zwłaszcza że mam naturalne "worki" stworzone z układu moich kości policzkowych. Jest ok, nawilża i faktycznie rozjaśnia cienie pod oczami. Dla wielbicielek eko plus: produkty z Rivala są wegan friendly :) Jak za swoją cenę, bardzo zadowalający efekt.
     Olejek. Od dwóch miesięcy używam Olejku Różanego z firmy Evree (23 lub 26 zł w Rossmannie). Kiedyś myślałam, że używanie olejków bądź serum, przed nałożeniem kremu jest po prostu objawem snobizmu i chęci wydania kilku groszy więcej na pielęgnację skóry. Cóż, nie mogłam mylić się bardziej. Poza pięknym, intensywnym zapachem róży, sam olejek świetnie nawilża skórę. Nie zostawia tłustego filmu na twarzy po nocy. Producent pisze, że dodanie kilku kropel do kremu stosowanego na buzię, znacznie poprawie jakość jego działania. Być może? Na pewno o wiele lepiej się wchłania :)
     No i jesteśmy na finiszu! Krem! Jak ja mogłam bez niego żyć?! Moim ukochanym kremem, który próbowałam zastąpić czymś innym, ze względu na cenę jest LOreal Collagen 30+ na noc. Jego cena waha się od ok 40 do 50 zł. Mimo, że na co dzień, w porannej pielęgnacji stosuję La Roche Possay - to cena nie powinna być dla mnie czymś strasznym. No ale jak student kupuje kilka drogich kosmetyków, to co potem włoży do gara? Na szczęście kochana mama zlitowała się nade mną i zakupiła mi mój (2 lub 3 już) słoiczek tego kremu. Działa niesamowicie. Nawet jeśli zaskoczy mnie jakiś wyjazd i nie nałożę kremu przez kilka dni. To używając tego kremu po powrocie nawodnienie skóry wraca do normy w trybie now! :) Warty każdego grosza.
Note: Tak używam kremu do starszej kategorii wiekowej, gdyż w ten sposób pomagamy skórze, pomagamy dostarczyć dodatkową dozę kolagenu do skóry. Gdybym stosowała go będąc już po 30. Dawałabym skórze tylko dawkę dziennego zapotrzebowania. Co pewnie dałoby efekt mierny.

Note 2: Pamiętajcie by kremy nakładać kolistymi ruchami, pozwolicie skórze przyjąć szybko więcej dobrych składników. Poza tym lekki masaż twarzy pomaga zachować mięśnie w dobrym stanie i uchronić nas przed mocno zaznaczonymi zmarszczkami (w przyszłości) :)

I tak właśnie wygląda mój rytuał układania do snu skóry. A u was? Co robicie dla swojej twarzy by dać jej całusa na dobranoc?

Love, 
M. :)