W tej części
skupię się na zakupionych w kwietniu produktach do pielęgnacji
ciała i włosów.
Włosy:
Wciąż łudzę się,
że zapuszczę długie, piękne włosiska. Dlatego w obecnej fazie
wzrostu moje grube włosy są za ciężkie do posiadanej długości.
Z tej przyczyny kolejne tygodnie w pielęgnacji włosów opatrzone
będą naciskiem na volume! Postanowiłam kupić kosmetyki dodające
objętości, by odbić włosy od nasady.
Pierwszy kosmetyk to
Isana professional power volumen shampoo. Zakup tego szamponu był
czystą improwizacją. Szukałam czegoś dodającego objętości ale
trochę się już znudziłam szamponami Nivei i Garniera. Wybrałam
Isanę choć powiem, że nigdy nie darzyłam tej marki zaufaniem (nie
wiem czemu zwykłe uprzedzenie). Przy pierwszym użyciu od razu
zrozumiałam, że moje życie było takie skomplikowane. Jak mogłam
żyć, używając szamponów w twardych, plastikowych opakowaniach?
Tuba szamponu Isany jest bardzo miękka co daje mi pewność, że
zużyję kosmetyk co do ostatniej kropli bez rozcinania opakowania
jak w innych kosmetykach tego typu. Dobrze się pieni i domywa włosy.
Trochę podnosi moje włosy, więc w przypadku cienkich włosów,
które pewnie są tu targetem, powinien się sprawdzić. Cena ok. 10
zł
Drugi kosmetyk,
również z serii volume to odżywka Aussie- aussome volume
conditioner. Bardzo lubię kosmetyki Aussie za zapach i miękkość
jaką zapewniają moim włosom. I fakt, że nigdy ich nie obciążyły.
Jedyne minusy to cena, która jest nieco przesadzona jak na kosmetyk,
który kupuje się zdecydowanie często; drugi minus to opakowanie.
Na pewnym etapie zużycia, bardzo ciężko jest wycisnąć odżywkę
z twardego opakowania, ja przelewam sobie wtedy kosmetyk do
opakowania po maseczce z Organique, ale płacąc 20 zł zdecydowanie
nie powinnam musieć tego robić.
Ostatni kwietniowy
zakup w kategorii włosy to nowy zapach suchego szamponu batiste-
floral essecnes. Bardzo delikatny, przyjemny zapach. Zwykle Batiste'a
używam w dni, gdy muszę tylko skoczyć do supermarketu po jedzonko
i daję odpocząć włosom od płukania i szorowania. Drugie
zastosowanie to uniesienie włosów po całym dniu jeśli czeka mnie
jeszcze jakieś wieczorne wyjście, a nie ma czasu na mycie głowy-
jest to super alternatywa! :) Cena ok. 16 zł/ rossmann
Ciało:
Jeśli chodzi o
ciało to wszystkie kosmetyki dostałam od mamy, która w kwietniu
odwiedzała moją siostrę w Anglii. Na mojej wishliście był Soap &
Glory, o którym słyszałam same dobre rzeczy, a przy ostatnim
wyjeździe zupełnie o nim zapomniałam.
Tak więc dostało
mi się pakiet Soaper Woman, na który składa się myjka, żel pod
prysznic Foam Call i masło do ciała Butter Yourself. Oba kosmetyki
bardzo ładnie nawliżają, masło szybko się wchłania, mają
świetne opakowania (w grafikach firmy można się zakochać) i
całkiem przyjemny zapach. Jeśli już mowa o zapachu to jest on w
stylu tutti-frutti jednak trzeba się do niego troszkę przyzwyczaić,
po kilku zastosowaniach z łatwością odkryje się ukryty w nim
urok.
Masełko czekoladowe
z The Body Shop to łatwiejszy w zdobyciu łup jeśli chodzi o
Polskę. Ostatnio allegro jest zalewane produktami z TBS, więc jeśli
nie macie w swoim mieście sklepu stacjonarnego, to internet może
wam posłużyć pomocą.
Masła z TBS lubię
za ich treściwość, już po jednym użyciu (jeśli zapomnę o
smarowaniu się czymkolwiek) widzę poprawę w napięciu i
nawodnieniu skóry. Dodatkowy walor to długotrwały zapach. Obecnie
dobijam opakowanie z truskawkowym masłem i muszę powiedzieć, że
nasza sypialnia właśnie nimi pachnie. Jest jedna rzecz, do której
mogę się przyczepić, chodzi o wchłanianie się masła. Bardzo
długo zostaje na skórze i dość mocno się lepi, więc nie polecam
nakładania polarowego szlafroka po użyciu tego masła, gdyż
skończycie oblepione niteczkami i innymi czartami, no i jeśli na
drugi dzień planujecie zakładać rajstopy, również polecam
ominięcie smarowania nóg, nie wiem czy to wina powłoczki jaką
zostawia na skórze masło, czy może zachowuje się tak dobrze
nawilżona skóra, jednak opór był nieziemski i chyba wolę sobie
zaoszczędzić takiej gimnastyki w przyszłości. Poza tym minusem,
masła z TBS kocham i pewnie często będę do nich wracać :)
To wszystko jeśli
chodzi o dzień dzisiejszy. Mogę wam zdradzić małą tajemnice.
Wyhaczyłam na allegro „paluszkową” wersję Glov. Planuję
sprawdzić jak radzi sobie z różnymi tuszami, eyelinerami i
makijażami. Czy faktycznie woda i kawałek ściereczki mogą się
okazać lepsze niż płyny do demakijażu i płatki kosmetyczne?
Zobaczymy!
Ściskam Was bardzo
gorąco i przesyłam moc pozytywnej energii :)
Ciocia Owca-
Martyna.
ten glove to jakies husteczki do demakijażu ?
OdpowiedzUsuńJest to rodzaj materiałowej ściereczki, której sekret tkwi w kształcie włókien, ma dokładnie zmywać makijaż jedynie z pomocą wody! Obiecujące :)
Usuń