czwartek, 2 lipca 2015

Totalne denko- część pierwsza- twarz

    Studenckie życie nie jest łatwe. Po kilku szaleństwach minionych miesięcy, trzeba było znaleźć miejsce, w którym da się zaoszczędzić, na kolejne tego typu wybryki :)
    Moim planem było zużycie jak największej ilości kosmetyków, które zalegały w mojej łazience. Z niektórymi bardzo się męczyłam a innych było mi po prostu żal. Ale skoro kończył się rok akademicki, a ja pewnie w najbliższych tygodniach będę jedynie gościem w Bydgoszczy to takie odciążenie łazienki jest bardzo korzystne... przynajmniej dla mojego faceta ha ha.

        Myślę, że post podzielę po raz kolejny na kilka mniejszych by było wam wygodnie, wiadomo co za dużo treści to nie zdrowo :)

Część Pierwsza- Twarz


Z twarzą w ostatnich miesiącach było bardzo różnie, raz piękna i gładka, innym razem grudkowata, obsiana trądzikiem i nie chcąca współpracować z żadnym kosmetykiem. To niestety wady ciągłej walki z hormonami, jednak gdyby nie pielęgnacja - jestem pewna, że zmiany leków itd. byłyby jeszcze bardziej opłakane w skutkach. 

Płyny Micelarne

      Zacznijmy po kolei, tak jak rutyna pielęgnacyjna nakazuje i na pierwszym miejscu pojawią się płyny micelarne. W ostatnich miesiącach korzystałam z Garnier 3 w 1 do skóry wrażliwej, oraz postanowiłam jeszcze raz zakupić próbkę wysławianej pod niebiosa Biodermy:

Garnier jest płynem micelarnym, który na mojej buzi działa poprawnie do pewnego czasu. Do połowy butelki wszystko jest w porządku, później zaczyna podrażniać, szczególnie oczy i muszę się przestawić przynajmniej na miesiąc na jakiś inny kosmetyk. Zaletą tego płynu jest to, że nie uczula (nie pojawia się po nim trądzik) i starcza na długi czas, do minusów zaliczyłabym to, że nie jest najlepszy do zmywania eyelinerów i tuszu do rzęs, mimo że miałam wrażenie całkowicie zmytego makijażu, wychodząc spod prysznica zawsze miałam pandę pod oczami i całe zmywanie oczu odbywało się na nowo :( 
Trzeba przyznać, że jak na studencką kieszeń jest on produktem idealnym, ponieważ jest bardzo wydajny i kosztuje ok 20 zł w zależności od drogerii/ marketu w jakim się zaopatrujecie. Ja szczerze miałam momenty, w których modliłam się by buteleczka gdzieś spadła i rozlała się jego końcówka, ponieważ zdążyłam się nim znudzić i pragnęłam testować coś nowego. Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że ta 400 ml butelka starczyła mi na około 2- 2,5 miesiąca (albo i dłużej?) pomimo tego, że czasami robiłam podwójny demakijaż by pozbyć się "pandy" i zaczęłam przemywać twarz wodą micelarną przed nałożeniem makijażu. Zapewne wrócę jeszcze do płynu tej firmy, jednak tym razem spróbuję wersji dla skóry trądzikowej.  



Bioderma Sebium - płyn micelarny do skóry trądzikowej
W czasie przerwy od Garniera, zdecydowałam się raz jeszcze przetestować małą wersję Biodermy. Byłam z niej bardzo zadowolona gdyż szybko i dokładnie pozbywała się makijażu, o wiele lepiej radzi sobie z oczami niż Garnier, jednak gdy trochę za dużo płynu dostanie się do moich oczu, jest płacz, zgrzytanie zębami i używanie egzotycznej łaciny kuchennej.
Stwierdziłam, że oczy to moja pięta Achillesa i wszystkie kosmetyki (nawet te, które nie dokuczają 90% populacji) próbują mnie zabić xD Skoro taka moja uroda, a Bioderma sprawdzała się elegancko w przypadku zmywania eyelinera i innych ciężkich historii... gdy tylko znalazłam promocję kupiłam dwie duże pojemności w cenie jednej butelki. Był to koszt nieco powyżej 50 zł. Płyn zdaje się jeszcze bardziej wydajny niż Garnier więc wydatek rozkłada się mniej boleśnie. Uważam, że jest to kosmetyk warty spróbowania. To, że istnieje jego mała wersja w przystępnej cenie jest dużą zaletą i nawet jeśli okaże się, że nie sprawdza się ona na was to zawsze łatwiej jest oddać komuś/ wyrzucić buteleczkę za 15 zł niż za 50. ! Ja oczywiście jestem głupkiem, żal mi było zużywać Biodermy na co dzień i zakupiłam oliwkową Ziaję za 8 zł. To był największy błąd mojego życia, takiego wysypu trądziku nie miałam już od długiego czasu. Bioderma weszła do codziennego użytku, nie ma co oszczędzać na skórze zwłaszcza jeśli jest bardzo problematyczna. 

Kosmetyki do mycia twarzy

W tej kategorii sami ulubieńcy. Z płynami i piankami do mycia twarzy muszę być szczególnie ostrożna, niektóre wcześniej próbowane kosmetyki po prostu powodowały u mnie straszny łojotok, w skutek czego po pięknie przespanej nocy budziłam się jako kula dyskotekowa. Dosłownie. 

Piankę z Pharmaceris używam naprzemiennie z Iwostinem, to moi zdecydowani ulubieńcy, których używam od ponad pięciu lat i nigdy mnie nie zawiedli. Jedyna rzecz, jaka denerwuje mnie w Pharmacerisie to zapach. Wydaje mi się, że jest to woń wosku pszczelego, jeśli kiedykolwiek byliście w Biskupinie - przypomnijcie sobie zapach świeczek, które tak namiętnie sprzedawali. Ok, a teraz wyobraźcie sobie, że cała wasza twarz będzie tak pachniała... przez kilka najbliższych godzin. Oczywiście super, że kosmetyk pachnie naturalnie, a nie jakąś sztuczną perfumą- jeśli kiedyś spróbujecie tej pianki i będzie się dla was sprawdzać, to pewnie tak jak ja wstrzymacie oddech na czas mycia buzi i jakoś się to zniesie :) Jest to kosmetyk bardzo wydajny, spokojnie do użytkowania około 3 miesięcy albo i dłużej. U mnie jest to uwarunkowane próbowaniem nowych kosmetyków lub tym że po prostu jestem tak zmęczona, że używam tylko płynu micelarnego i idę spać (tak biada mojej twarzy). Dlatego myślę, że gdybym myła twarz pharmacerisem dwa razy dziennie, nie zdradzając do z żadnym innym kosmetykiem to w 3 miesiące mogłabym go zużyć. Sam fakt, że nie pamiętam kiedy zakupiłam nową butelkę przemawia za wydajnością tego kosmetyku :)
      Drugi kosmetyk to znaleziony w jednym z ShinyBoxów biosiarczkowy żel do mycia buzi firmy Balneokosmetyki- Malinowy Zdrój. Do skóry tłustej i mieszanej ( z etykiety: najsilniejsza na świecie lecznicza woda siarczkowa, ekstrakt z kory wierzby, borowina i jojoba). Szczerze mówiąc zabierałam się za ten żel jak pies za jeża. Moją główną obawą było to, że w przeszłości żele do mycia buzi bardzo mnie zapychały, a te z drobinkami peelingującymi wywoływały dodatkowo trądzik kosmetyczny (wielkie podskórne torbiele, bolesne i nieprzyjemne w eliminacji). I stał tak biedak w łazienkowym koszyku, aż w końcu dojrzałam do tej decyzji... 
  Okazało się, że jest to bardzo fajny kosmetyk! Troszeczkę pachnie siarką, ale chyba bardziej wolałam ten zapach niż ten pszczeli wosk, który kojarzył mi się z byciem lepką (?) Temu żelowi dałam margines błędu, w pierwszym tygodniu skóra nieco się pogorszy, ale później? Wow cały pakiet w jednym kosmetyku: buzia umyta, gładka i uspokojona. Myślę, że jeszcze do niego wrócę jednak obecnie testuję Biolaven, więc ten mały bohater musi jeszcze chwilę poczekać! :) 

Chusteczki do demakijażu

Chusteczek używam sporadycznie, wyposażam się w nie głównie gdy wiem, że będę podróżować a zabieranie całego mojego kosmetycznego niezbędnika po prostu zwichnęłoby mi kręgosłup :(

W tej kategorii nie będzie jakiś długich opisów w moim przypadku chusteczki z Cleanic są nieprzewidywalne, raz działają wzorowo- zmywają makijaż i wszystko jest okey. Innym razem zostawiają na buzi nieprzyjemny mokry film co skutkuje uczuleniem kolejnego dnia. No i są stosunkowo drogie. 
Chusteczki malinowe z Synergen (do buzi trądzikowej) kupiłam tak na szybko. W grudniu miałam operację zatok i potrzebowałam czegoś, co zaopiekuje się moją trądzikową skórą bez namaczania świeżych opatrunków na moim nosie. Kosztowały 6 może 7 zł i były super !  Dodatkowo paczka była gigantyczna w tej samej cenie Cleanic daje nam tylko 10 małych chusteczek w Synergenie było ich 25. Były bardzo dobrze nasączone i jedna wystarczała do pełnego demakijażu! Polecam choć raz spróbować zwłaszcza jeśli czeka was wypad z ograniczonym miejscem na kosmetyczne cudeńka :) 

Kremiki <3

Małą traumą i rozczarowaniem zakończyła się moja przygoda z La Roche Possay. Kiedy tylko pojawiały się posty o trądziku, lub koleżanki pytały jak leczę skórę od razu kazałam im lecieć do apteki/ super-pharm/ gdziekolwiek! Po Effeclar Duo! Tak to był mój ukochany krem na niedoskonałości. W kilka dni pozbywałam się wszystkich demonów na twarzy i grudek. Jednak La Roche stwierdził - a może poprawimy? I wypuścili Effeclar Duo [+], nie zgłębiałam się jaki to nowy składnik uznali za tak innowacyjny by wtłoczyć go w mojego Graala trądzikowego, jednak dobrze wiemy jak już coś jest dobre to lepiej tego nie ruszać! Nowy Effeclar nie jest niestety kosmetykiem dla mnie, pierwszy tydzień działał dobrze, pewnie dla tego, że skóra jeszcze była w dobrej kondycji po leczeniu normalnym Effeclarem. Potem zaczęły pojawiać się grudki, wokół ust, na brodzie, czole- niektórych nie mogę wykopać ze swojej buzi po dzień dzisiejszy, gdyż są w zbyt bolesnych partiach wyżej wymienionych części buzi. Jedyne co mogę teraz zrobić, to czekać aż La Roche zrobi jakąś ankietę i przemyśli czy była to dobra decyzja (słyszę głosy, że nie tylko dla mnie [+] jest szkodliwy).
Ze strachem w oczach i zrezygnowaniem postanowiłam przerzucić się na inną markę, zdecydowałam się na Vichy Normaderm Total Mat- ta firma ma to do siebie, że wypuszcza kosmetyki, które albo pokochasz szaleńczo lub znienawidzisz. Moja awersja do Vichy była wywołana korzystaniem z ciemnozielonej wersji tego kremu, który po prostu robił ze mnie muchomora! Będąc w Olsztynie na małych zakupach zobaczyłam, że jest on przeceniony o prawie 50% więc stwierdziłam, że raz kozie śmierć! Okazało się, że Normaderm Total Mat jest bardzo fajny, faktycznie matuje buzię. Jedynym minusem jest to, że po nałożeniu troszkę piecze więc nie poleciłabym go dziewczynom, które mają problemy z cerą naczynkową. W pozostałych przypadkach, jeśli wasza buzia mocno się błyszczy w ciągu dnia, może być to wasz nowy przyjaciel. Z chęcią do niego wrócę jak tylko skończę inny krem również z serii Normaderm.

Miniaturka obok Vichy to miniaturka  kremu z La Roche Possay Cicaplast Baume B5- bardzo przyjemny krem jeśli przesuszyłyście sobie skórę i potrzebujecie czegoś bardzo treściwego jednak nie przetłuszczającego skóry. Myślę, że skuszę się na niego w okresie zimowym ponieważ tworzy ładną, nietłustą barierę ochronną. Poniżej opis ze strony producenta:

Podrażnienia naskórka: wynikające z suchej skóry, spękania, otarcia, szorstkie plamy. 
Dla niemowląt, dzieci i dorosłych.
Formuła zawiera: 
- Miedź / cynk / manganowy kompleks mineralny do stymulowania produkcji nowych komórek i zapewnienia ochrony przeciwbakteryjnej 
- Madekasozyd (wyciąg z wąkrotki azjatyckiej) wspomaga właściwą organizację komórek i szybko pomaga wytworzyć wysokiej jakości zregenerowany naskórek, 
- Pantenol – koi i łagodzi uczucie pieczenia 
- Masło Karite / Gliceryna – odżywia i nawilża

Ultrakojąca konsystencja: 
- Silnie odżywcza konsystencja, nietłusty efekt końcowy, bez białych smug 
- Zwalcza pieczenie oraz wzbogacona jest w czynniki antybakteryjne 
- Można ją nakładać jak okład, by uzyskać efekt otulający 
- Natychmiastowy efekt opatrunku 

Formuła bez parabenów, lanoliny, dostosowana do skóry niemowląt. 

Jedyny kosmetyk kolorowy, który zużyłam do cna w ostatnich miesiącach to mój ulubiony eyeliner z L'Oreal Blackbuster Liner w pisaku. Był gruby jednak bardzo precyzyjny- w starych postach pisałam już peany na jego cześć :) Długo szukałam dla niego następcy w skutek czego skończyłam z wieloma eyelinerami w kosmetyczce, a do podkreślania oka używam... cienia- ale i tym w innym poście :) 

Inne

Okres zimowo-wiosenny nie był dla mnie łaskawy i bardzo często kończyłam z opryszczką (febrą lub zimnem zależy jak u was się na to mówi :). Kiedy zdarzało się to sporadycznie używałam tylko i wyłącznie plasterków Compeed. Jednak przy tym co działo się od lutego do kwietnia... po prostu bym zbankrutowała :) Dobrze podziałał na mnie krem Zovirax Duo, szybko uporał się z niemiłą niespodzianką i obyło się bez strupków (nigdy nie przekłuwajcie opryszczki!) Jednak znając moje roztargnienie Zovirax zostawiłam u rodziców, przy kolejnej diablicy na wardze zakupiłam krem, który nazywał się Hascovir - świetnie działał i kosztował niecałe 10 zł. Jest to rozsądna cena zwłaszcza jeśli napadnie was kilka zołz po sobie :(

     Ostatnie na dziś są wymienne główki do mojej szczoteczki elektrycznej, wstyd przyznać ale bardzo długo nie zmieniałam końcówek w mojej gdyż patrzyłam na to, że włoski w szczoteczce, nie są zdeformowane. Jednak w końcu coś mnie ruszyło, dodatkowo wykonałam prostą matematykę i stwierdziłam, że trzeba kupić nowe końcówki. Cały pakiet kosztował mnie około 50 zł a 4 końcówki mają starczyć na rok czasu. Nie ma co oszczędzać, zwłaszcza na zębach. I to, że nie widzicie zużycia szczoteczki nie znaczy, że nie jest pełna bakterii i innych złych rzeczy. Dodatkowo jeśli zastanawiacie się czy warto zainwestować w szczoteczkę elektryczną to powiem zdecydowane TAK- kiedy na wyjazdach muszę korzystać z manualnych szczoteczek, to nawet po 5 minutowym szczotkowaniu czuję, że moje zęby nie są wystarczająco czyste, poza tym masując dziąsła będą one lepiej ukrwione a wiadomo przy manualnej masowanie dziąseł często kończy się mocnym krwotokiem i dziurkami od włosia.

To wszystko na dziś, mam nadzieję, że powrócicie w następne dni i poczytać recenzje zużytych płynów pod prysznic i produktów do włosów :)

Całuję Was Mocno :*
Ciocia Owca! 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz