niedziela, 12 lipca 2015

Glov Quick Treat podróżna wersja innowacyjnej ściereczki do demakijażu

 Drogie, w głównej mierze panie, dziś zapowiedziany już jakiś czas temu opis ściereczki Glov. W moim przypadku jest to jej mikro siostra czyli wersja na palucha :) Skomplikowana inżynieria wytwarzania produktów beauty od jakiegoś czasu wymyślała przeróżne produkty do zmywania makijażu bez konieczności używania żadnej chemii. W taki sposób powstał Glov czyli ściereczka o specjalnie zaprojektowanych mikrowłóknach, które mają przyciągać cząsteczki brudu (makijażu) jak magnes. Moja wersja Glov nosi nazwę Quick Treat - sama nie wiem czy rozumieć to jako sposób na szybki demakijaż oka czy na szybką korektę rozmazanego tuszu, eyelinera? Jeśli chodzi o demakijaż oczu, Glov jest przyjazny dla naszej cery kiedy jesteśmy w podróży i nie jesteśmy w stanie zabrać ze sobą wszystkich swoich kosmetyków do codziennej pielęgnacji lub gdy po prostu denerwuje nas to, że po płynie micelarnym/ mleczku etc. oczy nas szczypią :(  

Test:

Skorzystałam z tej ściereczki kilkukrotnie - zdjęcia produktu i filmik pochodzą z czasu gdy zakupiłam miniaturkę czyli początki maja. Film dodaje z tego względu byście mogły same się przekonać czy jest to zabawa dla was (obraz przyspieszony 4x). Bez wprawy demakijaż pojedynczego oka zajmował mi około minuty gdy walczyłam z eyelinerem z Golden Rose (upierdliwie się go zmywa a kiedy chcesz żeby siedział na twarzy,,,,no z tym to różnie bywa). Z wprawą i mniej dokuczliwymi kosmetykami idzie mi o wiele szybciej i gdyby nie konieczność wykopywania resztek tuszu z przedziwnych zagięć na moich oczach, demakijaż byłby kwestią sekund :)

Przemyślenia:


                               Uno - Martwi mnie to, że w całym procesie usuwania makijażu z mojego oka wyleciało kilka rzęs. Wiem, że codziennie gubimy pewną ilość włosia z całego naszego ciała, jednak nie jestem pewna czy było to włosie zaplanowane do opuszczenia mojej powieki czy może jakieś nadprogramowe ubytki. Dos - Cały czas zastanawiam się jak bardzo powinna być zmoczona ściereczka? Mocno wyrżnięta wydłuża proces demakijażu zaś porządnie nasączona oblewa nas wodą i niestety trzeba wspierać się ręcznikiem. Powiecie mi teraz- no to uśrednij. Kiedy się nie da! 
                                     Tres -  Jeśli chodzi o czyszczenie tego maleństwa - odbywa się bardzo prostą metodą mycia wodą z mydłem. Od razu uprzedzę, że wygodniejsze w użyciu jest mydło w kostce, możecie nim pocierać o materiał i doczyścić wszystkie miejsca na materiale. Dziś próbowałam z mydłem w płynie i niestety nie udało mi się doprać jednej małej plamki- ale spokojnie jeszcze ją dopadnę. Na zdjęciu po lewej romantyczny obraz mojej dzisiejszej buzi. Lewe oko potraktowane Glovem z wodą, na prawym wciąż makijaż w postaci cieni Naked 3, eyelinera z L'Oreal i tuszu Roller Lash (Benefit Cosmetics). Pomimo kilku wad jakie zauważyłam, temat Glova wciąż jest dla mnie bardzo interesujący. Zastanawiam się nad zakupem pełnej rękawicy lub dużej ściereczki. Zaletą tego produktu jest to, że w ogóle nie podrażnia skóry i tak jak widzicie na zdjęciu moje oko nie jest zaczerwienione. Taka przerwa od pocierania ręcznikami i wacikami przydałaby się mojej twarzy. A jaka jest wasza opinia na temat takich wynalazków? Yay czy Nie-e? 
Dziękuję wam Stadko za uwagę, Całuję i do kolejnego wpisu!
Ciocia Owca:*




P.S Moje brwi są w stanie opłakanym poprzez mojego kochanego japończyka (Hashimoto). Tam gdzie mają być to łysieją za to rosną bujnie tam gdzie ich nie chcę, dlatego na najbliższych zdjęciach mojej twarzy brwi (są) będą kosmiczne jeśli chodzi o kształt, placki i inne cuda :( 




wtorek, 7 lipca 2015

Totalne denko część 2- włosy

     Ostatnio mam wrażenie, że mój blog zaczyna kręcić się coraz mocniej wkoło włosów- jednak muszę przyznać, że żadna ze mnie włosomaniaczka. Jak wiecie przez ostatnie kilkanaście miesięcy bardzo broiłam jeśli chodzi o włosy- teraz ciągle zmieniam produkty bo moje włosy stały się po prostu kapryśne :)

 1. Szampony

      Zaczniemy grzecznie od strony lewej, i tak pierwszy produkt to:
Sylveco- odbudowujący szampon pszeniczno-owsiany hypoalergiczny z proteinami owsa i pszenicy oraz miodem pszczelim. Producent obiecuje, że włosy odzyskają miękkość i elastyczność, szampon ma zapobiegać przesuszeniu oraz wzmacniać strukturę włosa. Moje włosy nie tolerują jednak szamponów bez SLS na pełen etat więc stosowany do każdego mycia niestety zostawiał włosy strasznie porowate i nieposłuszne. Przypadł mi do gustu gdy był używany co 2-3 mycie, wtedy działał uspokajająco na skórę głowy i doczyszczał włosy z wszystkich resztek lakieru do włosów czy olejków. Ze względu na "przewlekłe" stosowanie tego produkty, nie mogę się wypowiedzieć o jego wydajności. Myślę, że będzie to świetny produkt dla osób z alergiczną skórą głowy i mniej porowatą strukturą włosa, które nie wymagają sylikonów by je ujarzmić :)

Garnier Fructis - szampon wzmacniający z witaminą B3  Pamiętacie moje niemiłe wspomnienia z czarnym szamponem z Gliss Kur? Taaak identyczna klapa jeśli chodzi o moją głowę. Po dwóch dniach mycia obudziłam się z guzami!!! na głowie. Oczywiście znając mnie i mój zespół niespokojnych rąk to była chwila, żeby guzy przerodziły się w gigantyczne strupy. No i kolejne dni pod znakiem bólu przy każdym myciem głowy. Nie jestem alergikiem więc ciekawi mnie coraz bardziej, jaki składnik wywołuje taką reakcję na mojej skórze- wyczuwam wycieczkę do Rossmana i studiowanie etykiet obu tych produktów. Chwilowo proponuję omijać szerokim łukiem ten konkretny szampon.

Nivea- szampon nadający blask i objętość Diamond volume no w końcu jakiś dobry szampon w tym denku :) Nie często decyduję się na Niveę jednak kiedy włosy odrastają a do fryzjera coś się nie chodzi, to szampon nadający objętości staje się dobrym przyjacielem. Dobrze się pienił, łatwo spłukiwał. Jeśli chodzi o objętość to bez pianki i lakieru nie ma co liczyć na efekt WOW ale jeśli chodzi o nadanie blasku włosom to sprawdził się całkiem przyzwoicie :)

Batiste- Sassy & daring Wild Jestem bardzo smutna. Wild to mój ulubieniec jeśli chodzi o zapach suchego szamponu firmy Batiste, nie rozumiem czemu tak ciężko jest go dostać w Polsce (ostatni raz gdy mogłam zakupić ten zapach był rok temu gdy biedronka rzuciła partię batisteów do swoich dyskontów). Oczywiście mam kila zapasowych typów zapachowych, ale Wild pachniał tak świetnie, że nie trzeba było używać perfum bo sam zapach kosmetyku był trwały i przyjemny. Nie potrafię go niestety opisać kojarzy mi się z tą wieczorową wersją perfum Christiny Aguilery i chyba do tego zapachu z tych, które udało mi się powąchać jest mu najbliżej.

2. Odżywki i inne :)

Tu zaczniemy od tego co wystaje ponad grunt aż po dół :)
Na pierwszym miejscu Marc Anthony- Curl Envy mimo, że nie mam już kręconych włosów, trochę kremu nadal pozostało. Korzystałam z niego gdy suszyłam włosy z pomocą dyfuzora. Efekt? Ładne trzymające się dość długo skręty, oczywiście jeśli posiadacie choć minimalnie swoje naturalne lub jesteście mistrzyniami ugniatanych loków :) Dla kręconych czytelniczek owcy- polecam bardzo :) można kupić mniejszą pojemność na spróbowanie w Rossmannie dostępna na półeczce z artykułami dla podróżnych cena miniproduktu 8 zł, pełnowymiarowy produkt 30/35 zł
Ultra Doux - odżywka z cytryną i białą glinką do włosów z tendencją do przetłuszczania się. O tej odżywce pisałam już wcześniej przy okazji opisywania mojej obecnej pielęgnacji włosów. Działa dobrze jeśli chodzi o nadawanie miękkości, uwielbiam tę odżywkę za zapach a'la męskie perfumy :)
Nivea- intense repair do tej pozycji wracam dość często, zwłaszcza gdy moje włosy zaczynają się przesuszać lub gdy końcówkami zaczyna interesować się demon rozdwajania. Ostatnimi czasy używałam jej raczej w formie zapobiegania rozdwajaniu, łudzę się że zapuszczę włosy więc lepiej trzymać je w dobrej kondycji :)
Aussie- Aussome Volume Jeśli chodzi o Aussie ... ja po prostu kocham tą markę, za wydajność, zapachy i to, że pięknie współpracuje z moimi włosami. Dotychczas nie trafiłam jeszcze na żadnego bubla z Aussie jestem bardzo zadowolona z produktów tej marki. Jedynym mankamentem jest butelka z której pod koniec ciężko jest wyciskać produkt- ja po prostu przelewam go do mniejszego pojemniczka lub używam pompki jeśli zostanie mi po innym kosmetyku. Drugą wadą jest cena jak na produkt, którego używa się często jest dość wysoka, no ale jakość kosztuje. Połączona z szamponem i jakąkolwiek pianką na objętość działała cuda :) 

           Na ostatki dwa produkty z Gliss Kur - jednorazowa odżywka instant repair i fluid na końcówki ultimate repair. Jeśli chodzi o małą odżywkę to zachowuje się jak każda inna skondensowana formuła, można je porównać do odżywek które L'Oreal dodaje do swoich farb do włosów. Jednorazowo są świetne gdyż nabłyszczają i sprawiają, że włosy są miękkie. Jednak absolutnie nie nadają się na dłuższą metę, no chyba, że lubicie błagie, przetłuszczone włosy :( 
        Za to bardzo zadowolona jestem z fluidu na końcówki, trzyma je w ryzach i cała fryzura układa się o wiele lepiej. Chroni końcówki przed zniszczeniem! Nie kupiłam nowego opakowania od kilku tygodni i już dostrzegam, że był to błąd gdyż zaczynam się przesuszać. Jeśli chcecie poprawić kondycję końców swoich włosów polecam spróbować- kiedyś miałam również białą wersję tego produktu, czarna jest o tyle przyjemna, że posiada pompkę, z pomocą której uda wam się zużyć produkt do końca.

      No dobrze skarby to wszystko na dziś- w następnym poście denkujemy kosmetyki pod prysznic! Zapraszam!

Całuję Gorąco
Ciocia Owca :*



czwartek, 2 lipca 2015

Totalne denko- część pierwsza- twarz

    Studenckie życie nie jest łatwe. Po kilku szaleństwach minionych miesięcy, trzeba było znaleźć miejsce, w którym da się zaoszczędzić, na kolejne tego typu wybryki :)
    Moim planem było zużycie jak największej ilości kosmetyków, które zalegały w mojej łazience. Z niektórymi bardzo się męczyłam a innych było mi po prostu żal. Ale skoro kończył się rok akademicki, a ja pewnie w najbliższych tygodniach będę jedynie gościem w Bydgoszczy to takie odciążenie łazienki jest bardzo korzystne... przynajmniej dla mojego faceta ha ha.

        Myślę, że post podzielę po raz kolejny na kilka mniejszych by było wam wygodnie, wiadomo co za dużo treści to nie zdrowo :)

Część Pierwsza- Twarz


Z twarzą w ostatnich miesiącach było bardzo różnie, raz piękna i gładka, innym razem grudkowata, obsiana trądzikiem i nie chcąca współpracować z żadnym kosmetykiem. To niestety wady ciągłej walki z hormonami, jednak gdyby nie pielęgnacja - jestem pewna, że zmiany leków itd. byłyby jeszcze bardziej opłakane w skutkach. 

Płyny Micelarne

      Zacznijmy po kolei, tak jak rutyna pielęgnacyjna nakazuje i na pierwszym miejscu pojawią się płyny micelarne. W ostatnich miesiącach korzystałam z Garnier 3 w 1 do skóry wrażliwej, oraz postanowiłam jeszcze raz zakupić próbkę wysławianej pod niebiosa Biodermy:

Garnier jest płynem micelarnym, który na mojej buzi działa poprawnie do pewnego czasu. Do połowy butelki wszystko jest w porządku, później zaczyna podrażniać, szczególnie oczy i muszę się przestawić przynajmniej na miesiąc na jakiś inny kosmetyk. Zaletą tego płynu jest to, że nie uczula (nie pojawia się po nim trądzik) i starcza na długi czas, do minusów zaliczyłabym to, że nie jest najlepszy do zmywania eyelinerów i tuszu do rzęs, mimo że miałam wrażenie całkowicie zmytego makijażu, wychodząc spod prysznica zawsze miałam pandę pod oczami i całe zmywanie oczu odbywało się na nowo :( 
Trzeba przyznać, że jak na studencką kieszeń jest on produktem idealnym, ponieważ jest bardzo wydajny i kosztuje ok 20 zł w zależności od drogerii/ marketu w jakim się zaopatrujecie. Ja szczerze miałam momenty, w których modliłam się by buteleczka gdzieś spadła i rozlała się jego końcówka, ponieważ zdążyłam się nim znudzić i pragnęłam testować coś nowego. Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że ta 400 ml butelka starczyła mi na około 2- 2,5 miesiąca (albo i dłużej?) pomimo tego, że czasami robiłam podwójny demakijaż by pozbyć się "pandy" i zaczęłam przemywać twarz wodą micelarną przed nałożeniem makijażu. Zapewne wrócę jeszcze do płynu tej firmy, jednak tym razem spróbuję wersji dla skóry trądzikowej.  



Bioderma Sebium - płyn micelarny do skóry trądzikowej
W czasie przerwy od Garniera, zdecydowałam się raz jeszcze przetestować małą wersję Biodermy. Byłam z niej bardzo zadowolona gdyż szybko i dokładnie pozbywała się makijażu, o wiele lepiej radzi sobie z oczami niż Garnier, jednak gdy trochę za dużo płynu dostanie się do moich oczu, jest płacz, zgrzytanie zębami i używanie egzotycznej łaciny kuchennej.
Stwierdziłam, że oczy to moja pięta Achillesa i wszystkie kosmetyki (nawet te, które nie dokuczają 90% populacji) próbują mnie zabić xD Skoro taka moja uroda, a Bioderma sprawdzała się elegancko w przypadku zmywania eyelinera i innych ciężkich historii... gdy tylko znalazłam promocję kupiłam dwie duże pojemności w cenie jednej butelki. Był to koszt nieco powyżej 50 zł. Płyn zdaje się jeszcze bardziej wydajny niż Garnier więc wydatek rozkłada się mniej boleśnie. Uważam, że jest to kosmetyk warty spróbowania. To, że istnieje jego mała wersja w przystępnej cenie jest dużą zaletą i nawet jeśli okaże się, że nie sprawdza się ona na was to zawsze łatwiej jest oddać komuś/ wyrzucić buteleczkę za 15 zł niż za 50. ! Ja oczywiście jestem głupkiem, żal mi było zużywać Biodermy na co dzień i zakupiłam oliwkową Ziaję za 8 zł. To był największy błąd mojego życia, takiego wysypu trądziku nie miałam już od długiego czasu. Bioderma weszła do codziennego użytku, nie ma co oszczędzać na skórze zwłaszcza jeśli jest bardzo problematyczna. 

Kosmetyki do mycia twarzy

W tej kategorii sami ulubieńcy. Z płynami i piankami do mycia twarzy muszę być szczególnie ostrożna, niektóre wcześniej próbowane kosmetyki po prostu powodowały u mnie straszny łojotok, w skutek czego po pięknie przespanej nocy budziłam się jako kula dyskotekowa. Dosłownie. 

Piankę z Pharmaceris używam naprzemiennie z Iwostinem, to moi zdecydowani ulubieńcy, których używam od ponad pięciu lat i nigdy mnie nie zawiedli. Jedyna rzecz, jaka denerwuje mnie w Pharmacerisie to zapach. Wydaje mi się, że jest to woń wosku pszczelego, jeśli kiedykolwiek byliście w Biskupinie - przypomnijcie sobie zapach świeczek, które tak namiętnie sprzedawali. Ok, a teraz wyobraźcie sobie, że cała wasza twarz będzie tak pachniała... przez kilka najbliższych godzin. Oczywiście super, że kosmetyk pachnie naturalnie, a nie jakąś sztuczną perfumą- jeśli kiedyś spróbujecie tej pianki i będzie się dla was sprawdzać, to pewnie tak jak ja wstrzymacie oddech na czas mycia buzi i jakoś się to zniesie :) Jest to kosmetyk bardzo wydajny, spokojnie do użytkowania około 3 miesięcy albo i dłużej. U mnie jest to uwarunkowane próbowaniem nowych kosmetyków lub tym że po prostu jestem tak zmęczona, że używam tylko płynu micelarnego i idę spać (tak biada mojej twarzy). Dlatego myślę, że gdybym myła twarz pharmacerisem dwa razy dziennie, nie zdradzając do z żadnym innym kosmetykiem to w 3 miesiące mogłabym go zużyć. Sam fakt, że nie pamiętam kiedy zakupiłam nową butelkę przemawia za wydajnością tego kosmetyku :)
      Drugi kosmetyk to znaleziony w jednym z ShinyBoxów biosiarczkowy żel do mycia buzi firmy Balneokosmetyki- Malinowy Zdrój. Do skóry tłustej i mieszanej ( z etykiety: najsilniejsza na świecie lecznicza woda siarczkowa, ekstrakt z kory wierzby, borowina i jojoba). Szczerze mówiąc zabierałam się za ten żel jak pies za jeża. Moją główną obawą było to, że w przeszłości żele do mycia buzi bardzo mnie zapychały, a te z drobinkami peelingującymi wywoływały dodatkowo trądzik kosmetyczny (wielkie podskórne torbiele, bolesne i nieprzyjemne w eliminacji). I stał tak biedak w łazienkowym koszyku, aż w końcu dojrzałam do tej decyzji... 
  Okazało się, że jest to bardzo fajny kosmetyk! Troszeczkę pachnie siarką, ale chyba bardziej wolałam ten zapach niż ten pszczeli wosk, który kojarzył mi się z byciem lepką (?) Temu żelowi dałam margines błędu, w pierwszym tygodniu skóra nieco się pogorszy, ale później? Wow cały pakiet w jednym kosmetyku: buzia umyta, gładka i uspokojona. Myślę, że jeszcze do niego wrócę jednak obecnie testuję Biolaven, więc ten mały bohater musi jeszcze chwilę poczekać! :) 

Chusteczki do demakijażu

Chusteczek używam sporadycznie, wyposażam się w nie głównie gdy wiem, że będę podróżować a zabieranie całego mojego kosmetycznego niezbędnika po prostu zwichnęłoby mi kręgosłup :(

W tej kategorii nie będzie jakiś długich opisów w moim przypadku chusteczki z Cleanic są nieprzewidywalne, raz działają wzorowo- zmywają makijaż i wszystko jest okey. Innym razem zostawiają na buzi nieprzyjemny mokry film co skutkuje uczuleniem kolejnego dnia. No i są stosunkowo drogie. 
Chusteczki malinowe z Synergen (do buzi trądzikowej) kupiłam tak na szybko. W grudniu miałam operację zatok i potrzebowałam czegoś, co zaopiekuje się moją trądzikową skórą bez namaczania świeżych opatrunków na moim nosie. Kosztowały 6 może 7 zł i były super !  Dodatkowo paczka była gigantyczna w tej samej cenie Cleanic daje nam tylko 10 małych chusteczek w Synergenie było ich 25. Były bardzo dobrze nasączone i jedna wystarczała do pełnego demakijażu! Polecam choć raz spróbować zwłaszcza jeśli czeka was wypad z ograniczonym miejscem na kosmetyczne cudeńka :) 

Kremiki <3

Małą traumą i rozczarowaniem zakończyła się moja przygoda z La Roche Possay. Kiedy tylko pojawiały się posty o trądziku, lub koleżanki pytały jak leczę skórę od razu kazałam im lecieć do apteki/ super-pharm/ gdziekolwiek! Po Effeclar Duo! Tak to był mój ukochany krem na niedoskonałości. W kilka dni pozbywałam się wszystkich demonów na twarzy i grudek. Jednak La Roche stwierdził - a może poprawimy? I wypuścili Effeclar Duo [+], nie zgłębiałam się jaki to nowy składnik uznali za tak innowacyjny by wtłoczyć go w mojego Graala trądzikowego, jednak dobrze wiemy jak już coś jest dobre to lepiej tego nie ruszać! Nowy Effeclar nie jest niestety kosmetykiem dla mnie, pierwszy tydzień działał dobrze, pewnie dla tego, że skóra jeszcze była w dobrej kondycji po leczeniu normalnym Effeclarem. Potem zaczęły pojawiać się grudki, wokół ust, na brodzie, czole- niektórych nie mogę wykopać ze swojej buzi po dzień dzisiejszy, gdyż są w zbyt bolesnych partiach wyżej wymienionych części buzi. Jedyne co mogę teraz zrobić, to czekać aż La Roche zrobi jakąś ankietę i przemyśli czy była to dobra decyzja (słyszę głosy, że nie tylko dla mnie [+] jest szkodliwy).
Ze strachem w oczach i zrezygnowaniem postanowiłam przerzucić się na inną markę, zdecydowałam się na Vichy Normaderm Total Mat- ta firma ma to do siebie, że wypuszcza kosmetyki, które albo pokochasz szaleńczo lub znienawidzisz. Moja awersja do Vichy była wywołana korzystaniem z ciemnozielonej wersji tego kremu, który po prostu robił ze mnie muchomora! Będąc w Olsztynie na małych zakupach zobaczyłam, że jest on przeceniony o prawie 50% więc stwierdziłam, że raz kozie śmierć! Okazało się, że Normaderm Total Mat jest bardzo fajny, faktycznie matuje buzię. Jedynym minusem jest to, że po nałożeniu troszkę piecze więc nie poleciłabym go dziewczynom, które mają problemy z cerą naczynkową. W pozostałych przypadkach, jeśli wasza buzia mocno się błyszczy w ciągu dnia, może być to wasz nowy przyjaciel. Z chęcią do niego wrócę jak tylko skończę inny krem również z serii Normaderm.

Miniaturka obok Vichy to miniaturka  kremu z La Roche Possay Cicaplast Baume B5- bardzo przyjemny krem jeśli przesuszyłyście sobie skórę i potrzebujecie czegoś bardzo treściwego jednak nie przetłuszczającego skóry. Myślę, że skuszę się na niego w okresie zimowym ponieważ tworzy ładną, nietłustą barierę ochronną. Poniżej opis ze strony producenta:

Podrażnienia naskórka: wynikające z suchej skóry, spękania, otarcia, szorstkie plamy. 
Dla niemowląt, dzieci i dorosłych.
Formuła zawiera: 
- Miedź / cynk / manganowy kompleks mineralny do stymulowania produkcji nowych komórek i zapewnienia ochrony przeciwbakteryjnej 
- Madekasozyd (wyciąg z wąkrotki azjatyckiej) wspomaga właściwą organizację komórek i szybko pomaga wytworzyć wysokiej jakości zregenerowany naskórek, 
- Pantenol – koi i łagodzi uczucie pieczenia 
- Masło Karite / Gliceryna – odżywia i nawilża

Ultrakojąca konsystencja: 
- Silnie odżywcza konsystencja, nietłusty efekt końcowy, bez białych smug 
- Zwalcza pieczenie oraz wzbogacona jest w czynniki antybakteryjne 
- Można ją nakładać jak okład, by uzyskać efekt otulający 
- Natychmiastowy efekt opatrunku 

Formuła bez parabenów, lanoliny, dostosowana do skóry niemowląt. 

Jedyny kosmetyk kolorowy, który zużyłam do cna w ostatnich miesiącach to mój ulubiony eyeliner z L'Oreal Blackbuster Liner w pisaku. Był gruby jednak bardzo precyzyjny- w starych postach pisałam już peany na jego cześć :) Długo szukałam dla niego następcy w skutek czego skończyłam z wieloma eyelinerami w kosmetyczce, a do podkreślania oka używam... cienia- ale i tym w innym poście :) 

Inne

Okres zimowo-wiosenny nie był dla mnie łaskawy i bardzo często kończyłam z opryszczką (febrą lub zimnem zależy jak u was się na to mówi :). Kiedy zdarzało się to sporadycznie używałam tylko i wyłącznie plasterków Compeed. Jednak przy tym co działo się od lutego do kwietnia... po prostu bym zbankrutowała :) Dobrze podziałał na mnie krem Zovirax Duo, szybko uporał się z niemiłą niespodzianką i obyło się bez strupków (nigdy nie przekłuwajcie opryszczki!) Jednak znając moje roztargnienie Zovirax zostawiłam u rodziców, przy kolejnej diablicy na wardze zakupiłam krem, który nazywał się Hascovir - świetnie działał i kosztował niecałe 10 zł. Jest to rozsądna cena zwłaszcza jeśli napadnie was kilka zołz po sobie :(

     Ostatnie na dziś są wymienne główki do mojej szczoteczki elektrycznej, wstyd przyznać ale bardzo długo nie zmieniałam końcówek w mojej gdyż patrzyłam na to, że włoski w szczoteczce, nie są zdeformowane. Jednak w końcu coś mnie ruszyło, dodatkowo wykonałam prostą matematykę i stwierdziłam, że trzeba kupić nowe końcówki. Cały pakiet kosztował mnie około 50 zł a 4 końcówki mają starczyć na rok czasu. Nie ma co oszczędzać, zwłaszcza na zębach. I to, że nie widzicie zużycia szczoteczki nie znaczy, że nie jest pełna bakterii i innych złych rzeczy. Dodatkowo jeśli zastanawiacie się czy warto zainwestować w szczoteczkę elektryczną to powiem zdecydowane TAK- kiedy na wyjazdach muszę korzystać z manualnych szczoteczek, to nawet po 5 minutowym szczotkowaniu czuję, że moje zęby nie są wystarczająco czyste, poza tym masując dziąsła będą one lepiej ukrwione a wiadomo przy manualnej masowanie dziąseł często kończy się mocnym krwotokiem i dziurkami od włosia.

To wszystko na dziś, mam nadzieję, że powrócicie w następne dni i poczytać recenzje zużytych płynów pod prysznic i produktów do włosów :)

Całuję Was Mocno :*
Ciocia Owca!