czwartek, 20 listopada 2014

Kiss Your Skin Goodnight

     Piękny makijaż - to cel większości kobiet. Dobrym makijażem można nadać sobie zupełnie nowy wygląd i zakryć wszelkie defekty cery. A czy zdawałyście sobie sprawę, że nową twarz możecie uzyskać dzięki dobrej, zdrowej rutynie?

     Mowa tu o cowieczornej czynności jaką jest demakijaż i pielęgnacja twarzy. Dla wielu z nas jest to zło konieczne. Często kończy się na szybkim zmyciem resztek makijażu, byle nie było widać fluidu, i byle nie zostawić śladów na poduszkach. Skąd to znam?... Sama byłam ofiarą "niechcemisięmizmu" - oczy zmywane tak, że resztki tuszu i linera zostawały jako smutny cień pod moimi powiekami. Bo przecież rano domyję, rano nałożę nowy make-up i nie będzie śladu, że z własnej woli zafundowałam sobie gigantyczne wory!

     Nagle moja skóra zaczęła do mnie krzyczeć: powiększone pory, papierowa, smutna cera, przesuszona mimo skóry trądzikowej. Wyłapałam ten alarm. Mam nadzieję, że w porę. Nie blogowałam, nie spałam po nocach, próbowałam wielu rzeczy i zalazłam swój wieczorny rytuał. Nie kosztuje on milionów i może przy lepszych kosmetykach moja skóra byłaby mi jeszcze bardziej wdzięczna. Ale na dzień dzisiejszy, po kilkunastu tygodniach właśnie tej rutyny - moja skóra się regeneruje. Pory zniknęły (pozostały tylko blizny po trądziku), a skóra wygląda na tyle dobrze, że nie muszę robić makijażu, by bez wstydu wyskoczyć do sklepu po mleko :)
Pełen zestaw do wieczornej pielęgnacji, zdaje się że jest tego dużo.
W praktyce to kilka szybkich i całkiem przyjemnych kroków :)


1. Oczyszczanie
     Do tego kroku używam dwóch moich ulubieńców i dwa produkty, które testuje.
Na początku zmywam resztki makijażu płynem micelarnym z Biodermy dla cery trądzikowej (biednego studenta nie było stać na dużą wersję, mała za 14 zł 90 gr jest bardzo wydajna) 
Następnie zmywam wszystko co mam na twarzy pianką z Pharmaceris (nie pamiętam ceny ale będzie gdzieś w starszych postach).
Ok nasza skóra jest już czysta, na bank nie ma na niej zabrudzeń z całego dnia, ani resztek makijażu :)
Teraz stosuje peeling z Synergen (w fazie testów, chwilowo nie uczula, ale nie chwalmy dnia przed zachodem). Peelingu nie wykonuję codziennie. Mimo, że nasz naskórek złuszcza się ciągle- wole dać skórze 2-3 dni na regenerację.
Uwaga! Po wszystkich zabiegach związanych z wodą- twarz osuszam papierowym ręcznikiem. W ten sposób nie przenoszę na swoją skórę bakterii (nawet wyprany w 90 stopniach ręcznik zawsze jakiegoś ufoludka w sobie przechowa po dniu wiszenia na wieszaczku :] ), dodatkowo ręczniki papierowe mają łagodniejszą od bawełny strukturę. Peeling wystarczająco poszurał moją twarz, za ręcznik podziękuję.
Finalny etap to tonizowanie. Nie posiadam obecnie stricte toniku, gdyż odkładam na pełen wymiar toniku z Clinique. Chwilowo zadowalam się chusteczkami oczyszczającymi z Synergen (są w formie płatków kosmetycznych nasączone płynem antybakteryjnym, który całkiem nieźle daje sobie radę ze zmywaniem makijażu. Na nocowanie u znajomych na pewno sprawdzi się jako zamiennik pianek itp. ). Chusteczkom daję "okejkę" w ogóle nie podrażniły mojej skóry, czego się obawiałam gdyż ostatnio sporo kosmetyków lubi płatać mi figle.
Note: Oba produkty Synergen nie przekroczyły w swojej cenie 10 zł :) 

2. Nawilżanie/ Pielęgnacja
     Ten krok jest zdecydowanie szybszy, acz przez wiele kobietek pomijany (tak właśnie daję policzek mnie z przeszłości). Do nawilżenia powiek używam kremu Rival de Loop Hydro ( 6 zł Rossmann). To jeden z moich pierwszych kremów pod oczy, chciałam zobaczyć czy takie specyfiki sprawdzają się do moich oczu, zwłaszcza że mam naturalne "worki" stworzone z układu moich kości policzkowych. Jest ok, nawilża i faktycznie rozjaśnia cienie pod oczami. Dla wielbicielek eko plus: produkty z Rivala są wegan friendly :) Jak za swoją cenę, bardzo zadowalający efekt.
     Olejek. Od dwóch miesięcy używam Olejku Różanego z firmy Evree (23 lub 26 zł w Rossmannie). Kiedyś myślałam, że używanie olejków bądź serum, przed nałożeniem kremu jest po prostu objawem snobizmu i chęci wydania kilku groszy więcej na pielęgnację skóry. Cóż, nie mogłam mylić się bardziej. Poza pięknym, intensywnym zapachem róży, sam olejek świetnie nawilża skórę. Nie zostawia tłustego filmu na twarzy po nocy. Producent pisze, że dodanie kilku kropel do kremu stosowanego na buzię, znacznie poprawie jakość jego działania. Być może? Na pewno o wiele lepiej się wchłania :)
     No i jesteśmy na finiszu! Krem! Jak ja mogłam bez niego żyć?! Moim ukochanym kremem, który próbowałam zastąpić czymś innym, ze względu na cenę jest LOreal Collagen 30+ na noc. Jego cena waha się od ok 40 do 50 zł. Mimo, że na co dzień, w porannej pielęgnacji stosuję La Roche Possay - to cena nie powinna być dla mnie czymś strasznym. No ale jak student kupuje kilka drogich kosmetyków, to co potem włoży do gara? Na szczęście kochana mama zlitowała się nade mną i zakupiła mi mój (2 lub 3 już) słoiczek tego kremu. Działa niesamowicie. Nawet jeśli zaskoczy mnie jakiś wyjazd i nie nałożę kremu przez kilka dni. To używając tego kremu po powrocie nawodnienie skóry wraca do normy w trybie now! :) Warty każdego grosza.
Note: Tak używam kremu do starszej kategorii wiekowej, gdyż w ten sposób pomagamy skórze, pomagamy dostarczyć dodatkową dozę kolagenu do skóry. Gdybym stosowała go będąc już po 30. Dawałabym skórze tylko dawkę dziennego zapotrzebowania. Co pewnie dałoby efekt mierny.

Note 2: Pamiętajcie by kremy nakładać kolistymi ruchami, pozwolicie skórze przyjąć szybko więcej dobrych składników. Poza tym lekki masaż twarzy pomaga zachować mięśnie w dobrym stanie i uchronić nas przed mocno zaznaczonymi zmarszczkami (w przyszłości) :)

I tak właśnie wygląda mój rytuał układania do snu skóry. A u was? Co robicie dla swojej twarzy by dać jej całusa na dobranoc?

Love, 
M. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz